Opowiadanie miało być jeszcze w kwietniu, ale co tam, nikt nie zauważy.
Ulewa z czasem osłabła, a ciemne chmury oddaliły się. Wszyscy jednak pozostali w zmieszanym nastroju; nikt nie miał pewności co do swojego postępowania. Dimitrov dużo myślał o swoim przyjacielu i w końcu postanowił wziąć sprawę w swoje łapy. Udał się do stacji kotów. Podszedł pod budynek, stały pod nim cztery koty, na straży, jak było widać. Marne miały szanse z tak wielkim psem. Odrzucił je łapą i wszedł do środka. Zauważył Kitlera, Sugara i tak z trzydzieści innych kotów. Właściwie to nic nie mogły mu zrobić, przecież rozprawiłby się z nimi. Kotów wcale nie było tak dużo. Musiały sprzymierzyć wielu wojowników. Kilka chciało się na niego rzucić, a jeden właściwie to zrobił. Dimitrov obszedł się z nim dość brutalnie. Przydusił go łapą do ziemi i zwrócił się do niego "zapchlona kupo kłaków" co dla kota było najgorszą obelgą. Nieźle zirytował społeczeństwo pozostałych pchlarzy. Kitler patrzył na niego z pożądaniem. Sugar podał przez inne koty jakąś wiadomość. Dimitrov zmrużył oczy, gdy patrzył na przywódcę kociego batalionu. Na przyjacielu wciąż mu zależało, jednak nie mógł się pogodzić z jego utratą, chociaż sam się do tego przyczynił. Żądał rozmowy z kotem, tym samym o mało co nie wydał spisku psów z rudzielcem. Kitler pozwolił na tą rozmowę, ponieważ był pewien, że kot zostanie z nim. Kiedy wyszli na zewnątrz pies wrzasnął:
- Sugar! Co ty robisz, co?!
- Nie wiem o co ci chodzi...
- Ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz.
Kot milczał. Wzrok miał wbity w ziemię.
- Co się z tobą stało? Przyrzekałeś! Sprzymierzyłeś się z tym, co miałeś zniszczyć! - Dimitrov wręcz ubolewał nad postępowaniem Sugara. - Najchętniej bym cię zabił, gdyby nie to, że cię uratowałem i byłeś mi przyjacielem. Zechciałeś odejść, cóż...
Tego zdania pies nie skończył. Sugar niespodziewanie mu przerwał.
- Dimitrov, błagam, oszczędź mi tego. Przyłącz się do nas, razem będziemy rządzić!
- Nie wiesz co mówisz. Wracaj do tych swoich fałszywych przyjaciół, skoro prawdziwy był ci nikim.
Pies nie chciał tak brutalnie traktować kota; nawet tego pożałował. Odwrócił się i poszedł, zostawiając Sugara. Kot stał tak i myślał, w końcu Dimitrov zniknął mu z oczu.
Na podwórzu przed Bazą psów pojawiły się dwa koty. Jeden - kudłaty i prążkowany trzyma w pysku biały, foliowy worek, symbol templariuszy. Maks i Morus, stróżujący przed budynkiem odszukali Mieszka. Wyszedł on w towarzystwie, naturalnie, Venewona. Terier pełen powagi i wzgardy wobec kocich wysłanników usiadł na zniszczałych schodach drewnianego domu. Kocury wypełniły swoje zadanie; przekazały wiadomość od swojego przywódcy i odeszły. Mieszko był rozczarowany postawą Kitlera. Rudzielec zażądał bitwy jeszcze tego samego dnia. Pies wpadł w furię.
- Dzisiaj! Cóż za...
Od najgorszych obelg powstrzymał go Dimitrov. Wpadł równie zdenerwowany na podwórze.
- Czy te koty tu były? - stanął przed terierem.
- Mhm! Zgadnij, co mówi Kitler! - mówił pies. - Chce bitwy już dzisiaj!
- Weź mi o nim nie mów, błagam. Byłem u Sugara.
- I jak?
- Lepiej nie mówić. Jest już za późno. Rozmawiałem z nim jako z przyjacielem, nie szpiegiem sfory...
Mieszko nie chciał dołować Dimitrova jeszcze bardziej. Chciał, by poczuł się ważny i potrzebny. Mógł przeliczyć ich losy. Zaproponował mu pomoc przy zbiórce psów, z którymi dzień wcześniej rozmawiał Venek. Wkrótce obydwa owczarki poszły pod miejsce umowne z psami. Venek zgarnął swoich sprzymierzeńców na bok, bo wyczuł podstęp. Urokliwa goldenka zdobywała informacje dla kotów. W ten łatwy sposób mogli poznać ich wszystkie plany. Venewon i Dimitrov szybko zebrali tych, których zebrać mieli i wrócili do Bazy. Zostało im mało czasu. Wysłano Maksa i Morusa by zobaczyli jak ma się ich sytuacja. Donieśli, że koty sygnalizują gotowość.
- Atakujemy? - Venek zbliżył się do Mieszka.
- Ja bym czekał. Zbierz wszystkich, idziemy na łąkę.
Owa łąka była miejscem umownym walki. W pobliżu wsi ludzie łatwo mogliby się zorientować, że coś się dzieje i użyć przeciwko rozgardiaszowi zwierząt siły. A to byłoby znacznie grosze, bo psy mogły zostać złapane, a koty - wiadomo, pouciekałyby. Wszyscy oczekiwali w napięciu na jakąś reakcję od strony wroga, który właśnie gromadził swe wojsko. Venek aż się wzdrygnął, kiedy zobaczył tak liczny batalion kotów, szajkę Dinga i kilka innych psów, w tym uroczą retriverkę. Tuż obok owczarka pojawiła się Pestka; jedyna w optymistycznym nastroju.
- Jakie plany, mój mistrzu?
- Miałaś zostać w Bazie - westchnął pies.
Pestka uśmiechnęła się porozumiewawczo. "Jej mistrz" nie miał zamiaru robić awantury, był wdzięczny, że odwaga i chęć pomocy wzięła w suczce górę. Venewon zgromadził swoich wojowników przed swoim obliczem i zaczął przemawiać.
- Musimy trzymać się razem. Nie zważajcie proszę na liczność wroga, nie pozwólcie, by strach przesłonił wam oczy! Pomagajcie sobie nawzajem, nie działajcie sami. To nasza ostatnia szansa.
Przejaw mądrości owczarka skłonił towarzyszy do głębszej współpracy. Zdecydowano, że większe psy będą towarzyszyć mniejszym wielkością, by nie stała im się krzywda ze strony Dingo. Byli różni wzrostem, lecz tacy sami szlachetnością serca.
Kitler przysiadł po drugiej stronie łąki, na pniu ściętego drzewa. Obok niego przysiadł Dingo, omawiali coś między sobą. Mieszko wygłosił swoją opinię, Pestka optymistycznie przemówiła do zebranych i Venek zaczął szykować armię do walki. Zachowanie Delgado niepokoiło już każdego, kto na niego spojrzał. Patrzył teraz na swojego najlepszego przyjaciela. Jego wzrok był pełen bólu, ale i szczerości. Mieszko zwrócił się szybko do Venewona. Chciał odsunąć Delgado, ponieważ bał się o to, co zrobi. Venek odmówił - był przekonany co do owczarka. Hagen również martwiło jego zachowanie, ale była bezradna w tej kwestii. Kitler wydał rozkaz atatku, co poniekąd okazało się jego błędem. Venewoner szybko zjednoczył swoje psy i był w gotowości odeprzeć atak ze strony kitlerowców i szajki Dingo. Kitler, naturalnie, nie walczył. Wszyscy rzucili się na siebie, koty właściwie same prosiły się o taką śmierć. Zaraz na początku padło ich kilka. Jednak kiedy zaczęła się walka między psami zrobiło się "na poważnie". Nagle wszyscy opóźnili pęd walki, spoglądając na środek trawiastego pola. Był dam Dingo wraz z Inferno. Ten pierwszy ciągle mówił do sznaucera, wręcz go irytował. Nadszedł czas ich ponownego pojedynku. Dingo miał znaczną przewagę, ale Inferno mógł pokonać go sprytem.
- Pewność siebie zgubi cię, Dingo - odparł mniejszy z psów.
Zaczęła się ich walka. Inferno sprawnie unikał ataków swojego rywala, ale nie miał możliwości wyrządzenia mu większych krzywd. Przez moment zdawało się, że sznaucer się podda, lub po prostu zginie. Dingo podrzucił go do góry, lecz Inferno świetnie wykorzystał okazję i po chwili wtopił ostre zęby w szyję przeciwnika. Nie było to wystarczające by zabić Dingo, ale wystarczyło, by go pokonać. Leżał teraz i wył z bólu, ledwo też oddychał. Nagle pojawił się przy nim Delgado, warcząc ostro na sznaucera. Zabrał z łąki Dingo, nikt się też tym nie przejął. Jednak Mieszko dostrzegł to wszystko i porzucając obserwację walki, mocno zdenerwowany, ruszył do Kitlera. Ten na jego widok przeciągnął się i usiadł na pniu patrząc na teriera z pogardą.
- Widzę, mój drogi, że twoje plany się nie iszczą - mówił przekrzykując zgiełk panujący na łące.
- Ja za to dostrzegam, że twoje jakże skoordynowane wojsko się rozpada - odparł z najwyższym spokojem, pod którym kryła się fala nienawiści gotowa wypłynąć i zalać wybrzeże opanowania.
Kitler przywołał do siebie Sugara. Dimitrov widząc to podbiegł do Mieszka. Chciał powstrzymać Sugara. Wydanie skrytej informacji z czasów, nim uratował go jako małego kota topiącego się w Wołdze. Świecące do tej pory słońce zasnuło się ciemnymi chmurami.
- Sugar! On zabił twojego ojca!
- Nie, Sugar. To ja jestem twoim ojcem.
- Zemsta jest słodka - mówił Kitler, kiedy prowadzili wszystkie psy ze sfory Mieszka do ich Bazy.
Psy ostatecznie przegrały wojnę, choć miała ona w miarę równe szanse. Teraz ich tereny były ogarnięte władzą Kitlera, do którego zdecydował przyłączyć się syn. Było to w miarę logiczne, w końcu obaj byli wtedy w Rosji. Dimitrov długo nad tym rozmyślał. W nocy, kiedy kitlerzyści wrócili do swojego blaszaka pozostawiając u psów błahą straż, a w niej upierdliwego Dextera - jednego z sprzymierzeńców Dingo. Mówiąc o nim - nie wrócił, Delgado też się nie pojawił, ale oczywiste było, że przeszedł na jego stronę. Nikt już na to nie zważał, lecz Venek był głęboko zawiedziony postępowaniem przyjaciela. Wracając do pomysłu Dimitrova - zaproponował ucieczkę do Rosji. Uwolnią się spod władzy Kitlera i będą mogli przygotować się do rewanżu. Był to wspaniałomyślny pomysł, który wszyscy zaakceptowali. Zebrali wszystkie ptaki, które im pomagały i razem wyruszyli do Rosji. Oczywiście łatwo rozprawili się z wydaną przez koty strażą. Wyruszyli więc do kraju swoich sojuszników, bo już tylko oni mogli im pomóc. Przetrwanie w drodze do Wołgogradu było prawdziwym wyzwaniem.