piątek, 9 grudnia 2016

Dalsza Myśl.

 Długo czekane opowiadanie. Początki z września, poprzez październik i listopad. Zakończenie pisane dosłownie przed chwilą (20:32 - 22:45, +- sprawdzanie facebook'a i te sprawy). Opowiadanie wyciągnęło ze mnie resztkę życia na dziś, nie mam krzty siły, aby je przeczytać, więc werdykt i ocenę pozostawiam wam. 
Tytuł zupełnie nieadekwatny, ale brak pomysłu i wewnętrzna pustka nie pomagają mi w zmianie. T^T


Jesień coraz śmielej wkraczała w życie, a lato uciekło w pośpiechu, bez pożegnania.
Zadowalając się rześkim powietrzem, Mieszko odprawiając swój codzienny rytuał wyszedł za dom i napawał się widokiem wschodzącego słońca. Po chwili odwrócił się do niego tyłem. Spoglądał teraz na Zachód, tam, skąd przyszli. Całkowicie zdezorientowany starał się zebrać myśli. Zaspokoił swoją niepewność, wymienił spojrzenie z każdym kierunkiem świata i wrócił na taras. Niektóre z psów najzwyczajniej w świecie sobie drzemały, inne przeciągały łapy, a pozostałe próbowały znaleźć wygodną pozycję na twardym drewnie. Doris, która ucierpiała podczas ostatniej burzy, teraz chodziła, biegała i bawiła się z innymi, mimo dającego się we znaki przenikliwego bólu, twierdziła, że wszystko w porządku. Mieszko ułożył się obok innych i oparł łeb na łapach. W tym samym czasie zza drzew wyszedł Venek. Duży owczarek żwawym krokiem podbiegł do teriera, poniósł przednie kończyny i oparł się nimi o białe, impregnowane drewno tarasu. Wypiął głowę do góry jakby czekając na wiwaty i gromkie oklaski. Mieszko domyślił się, co chodzi przyjacielowi po głowie. Sam zlecił Venewonerowi i kilku innym psom pogłębienie dziury pod siatką tak, aby można się było pod nią przedostać. Po chwili oboje ruszyli w kierunku ogrodzenia. Venek zaprezentował, z jaką łatwością przedostaje się z ogrodu na trawę po drugiej stronie. Psy wykonały kawał dobrej roboty - teraz będą mogły uzyskać kontakt z resztą rosyjskiej brygady.
Mieszko w pełni usatysfakcjonowany zwrócił wszystkich do "siedziby głównej" - tarasu. Ptaki, które współpracowały z psami obsiadły gałęzie krzewów i również wdały się w dyskusję.
- Nie mamy wiele czasu, musimy wrócić do Wołgogradu, a potem do Polski - rzekł stanowczo Venewon.
Mieszko szlachtował wzrokiem zgromadzenie. Spostrzegł, że brakowało Pestki i przerwał mowę owczarka. Odwrócił się w stronę domu; zauważył brązowo-białe rysy kudłatej suczki. Opuścił towarzystwo i poszedł w jej kierunku. Pestka z zainteresowaniem przyglądała się szczupłej dziewczynie, która układała tor przeszkód dla Feliksa - szarawego, nakrapianego Aussie, który poprzedniego dnia pojawił się tutaj ze swoją właścicielką - Idą oraz jej matką. Był to typowy "sport pies", z którym Ida wytrwale trenowała i zdobywała liczne nagrody w psich konkursach. Nie była to jej jedyna pasja - skakała na perfekcyjnie wyszkolonych, srokatych kucykach, a także dysponowała obłędnym głosem, który wiele razy został doceniony przez jakąkolwiek publiczność. Dziewczyna nie widziała Pestki, ale ta przyglądała jej się uważnie. Na przyciętej trawie znalazł się teraz tunel z materiału i dwie, niskie stacjonaty. Feliks zachęcony smakołykiem rzucił się za Idą. Zwinnie pokonał przeszkody, w nagrodę został czule pogłaskany po łbie. Kilka razy powtarzali ten sam układ ćwiczeń, a do Pestki przyłączył się Mieszko, który zabrał ją na obrady sfory. Poszła niechętnie, ale z zaufaniem.
Plan psów był prosty - nocą wymykają się z ogrodu przez dziurę w ogrodzeniu, kilka dni spędzą w parku z sforą  Łajki i Rambo, a po przygotowaniu się wyruszą do Polski. Venek był z siebie szczególnie dumny, gdyż dużo ćwiczył z swą brygadą i najbardziej tajemnicza broń kotów nie powinna być dla nich zaskoczeniem. Kocia armia była bardzo przebiegła, miała bogate przejawy inteligencji o czym najlepiej wiedziały psy z Rosji. Rambo długo opowiadał jak przez dwa lata toczyli walkę z Kitlerem. Jak nasyłali do ich paczki ptaki czy psy, aby wyciągnąć informację. Jak przyprowadzili do Wołgogradu białego tygrysa, "nikczemną broń", którego szukał cały kraj. Podczas ostatniej bitwy nie było jednak miejsca na kreatywność - sfora zaatakowała znienacka, jedyną formą obrony kotów były ostre pazury. Jedna z kocich łap pozbawiła dzielnego Rambo prawego oka. Rudy Kitler zapewnił pewną śmierć swoim wojownikom, pozostałych uchronił wywieszeniem białej flagi i odwrotem do Niemiec. Teraz zwrócił podwojoną armię do Polski. Mieszko za wszelką cenę chciał mu pokazać, że wygrał bitwę, ale nie wojnę.

Słońce leniwie zaszło w towarzystwie różowych obłoczków i jasnego nieba. Psy wypoczywały pod baldachimem drzew. W końcu czekała ich kolejna mordercza wędrówka - należało wykorzystać w pełni uroki wakacji. Niekiedy z wieczornej drzemki wyrywał ich obcy szczek - głos z pewnością należał do Feliksa. Wszyscy wiedzieli, że muszą opuścić posiadłość zanim ludzie zrobią to za nich. Sfora Mieszka wróci do Polski, Rambo i Łajka do parku, a Mircovic do swojego domu w mieście.
Z każdym dniem ściemniało się coraz szybciej, toteż słońce nie czekało zbyt długo i opuściło towarzyszy. Dobrze widoczna poświata księżyca była już zajęta haftowaniem kolejnych splotów gwiazd, psy wpatrzone w nie jak zaczarowane powoli zapadły w kojący sen, który pozwolił im zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło i wydarzyć się miało.

Ranek zapoczątkował szum ciężarówek, które wyruszały w codzienną trasę i głośna pobudka Inferno. Stary pies był już przyzwyczajony do wczesnego wstawania; kiedy jeszcze zamieszkiwał las musiał rychło szukać pożywienia i nawet najmiększa trawa nie mogła zatrzymać go chociażby na paręnaście minut. Psowate zwierzęta podniosły się jeden po drugim. Przeciągając się i rozpracowując zaspane oczy próbowały pozbyć się resztki snu. Na tarasie stało jeszcze kilka pojemników z suchą karmą. Miał to być już ich ostatni posiłek w tym miejscu.
Po sprawiedliwym podzieleniu jedzenia, skubnięciu paru kłosów trawy, która wspomagała trawienie i kilku chlipach deszczówki Mieszko zwołał wszystkich. Po cichu musieli wydostać się z ogrodu. Terier począł liczyć brygadę, nikt nie mógł się teraz zgubić.
Z okna domu spozierał na zgrupowanie Feliks. Aussie wydawał się być zainteresowany poczynaniami swoich pobratymców, lecz sam, jako czworonóg kochający swojego człowieka (a raczej na odwrót) nigdy nie uciekł by wraz z sforą. Pestka tęskno spojrzała na jasny budynek i ustawiła się w szeregu.
- Wszyscy! - krzyknął Venek.
Psy ruszyły w kierunku żłobionej przez ostatni tydzień wyrwy pod ogrodzeniem. Wszyscy pojedynczo pod nią przechodzili. Sfora prosperowała się niczym stado wilków. Na początku szli Rambo, Łajka i Mieszko, Maks i Morus po bokach, a na końcu Venek. W środku stąpała reszta sfory. Wprawdzie na wołgogradzkich uliczkach nie szło widywać dzikich zwierząt, które chciałyby zaatakować psy (no, prócz białego tygrysa, którego sprowadziły do miasta koty). Jedynym takim osobnikiem był człowiek. W przeciwieństwie do dzikich Bieszczad, w których żyły polskie psy, tu, w Wołgogradzie, jednym z największych miast Rosji "tropiciele psów" czy pospolita straż miejska działały aktywnie. Łajka i jej sfora dobrze znali wołgogradzkie schronisko, niektórzy już z niego nie wyszli.
Bezpieczne, sprawdzone miejsce - zarośla za parkiem na obrzeżach miasta. Posadzone drzewa przybrały bajkową formację kręgu, tutaj też rosyjska grupa spędzała czas. Zza krzewów wyłoniły się dwa, stosunkowo małe psy. Brązowy kundelek i białawy samojed. Psy nie kryły zadowolenia z powrotu swoich przywódców. Ptaki osiadły wysokie drzewa, a czworonożne psowate udały się do miejsca, w którym przebywała reszta rosyjskich psów.
Dzień upłynął na rozmowie, opracowywaniu planów, do czego zużyto prawie cały alfabet. Niezbędne było także wyposażenie się w zapas pożywienia przed podróżą, podczas której nie będzie zbyt wiele czasu na łowy, a przy tej sposobności chronić ich będzie umocniona warstwa tłuszczu. Mieli wyruszyć wczesnym świtem, nim jeszcze wzejdzie słońce, a miasto pobudzi się do życia.