Dla wytłumaczenia - w tytule słowo "śmiertelna" jest odpowiednikiem znaczenia, że coś kiedyś umrze, nie będzie zbierać krwawe żniwo i siać zniszczenie.
Chłodny, sierpniowy poranek od wczesnych godzin objął Wołgograd. Senna aura nie miała zamiaru nakłonić psów do rozpoczęcia kolejnego dnia. Jedynie Pestka leżała na impregnowanym drewnie tarasu i patrzyła wpółprzymkniętymi oczyma na urodzajny sad i gęstą trawę, która go porastała. Promienie słońca wysuwające się zza domu lekko budziły wszechobecną zieleń. Pestka podniosła się i zeskoczyła po kilku schodkach na ziemię. Kroczyła bezszelestnie po przyjemnie chłodnej trawie, zgromadziły się na niej kropelki rosy. Poczuła przyjemne uczucie zimnych kropel na miękkiej sierści. Pestka wyglądała niczym rasowy Border Collie, o dziwo, nie była nim ani nawet jego mieszanką. Była pomieszaniem wielu pomieszanych ras z domowej pseudohodowli. Miała dwukolorową, aksamitną sierść - nieskazitelnie białą z ciemnokasztanowatą, do czasu. Suczka bowiem uwielbiała wszelakie zabawy, zwłaszcza jeśli chodziło o błoto bądź inną maź. Tak samo chętnie pławiła w wodzie, aby oczyścić swoje zaniedbane futro. Swojej historii nie zwierza nikomu, zresztą sama za dobrze jej nie zna. Wraz ze swoim miotem miała zostać sprzedana na targach zwierząt jako podróbka bordera. Psy upchnięte w dużym koszu dopadła nuda; zaczęły się tarmosić, wspinać po sobie i wygłupiać się. Wreszcie ofiarą wzajemnego maltretowania padła Pestka wypadając z kosza. Wokół panował ogromny tłum, a ona była tylko małą, niezauważalną kruszynką błąkającą się między nogami ludzi i zwierząt. Wydostała się w końcu z okolicy pseudohodowlanego targu i ruszyła przed siebie. Młoda, głupia psina sama w mieście - nie mogło skończyć się to dobrze. Pestka ceniła się odwagą, żądzą przygód i przemiłym charakterem. Potrafiła zachować spory dystans do innych, a przede wszystkim do samej siebie. Ganiała za ptakami w parku, pławiła się w jeziorkach polując na ryby, przekopywała całe łąki za zapachem myszy; nie martwiła się niczym innym. Wreszcie kiedy przestała patrzeć na cały ten świat przez różowe okulary, podrosła i potrzebowała więcej jedzenia, nie mogąc zdać się na łaskę przechodniów i parkowiczów z lekkoducha przemieniła się w dorosłego psa, który potrafił decydować o sobie i innych, a także dopasować się do sytuacji. Ludzie zaczęli ją zauważać. Trafiała z rąk do rąk, jednak w żadnym miejscu nie spędzała więcej niż kilka dni. Zawsze miała swoje sposoby na ucieczkę. Wymknięcie się przy otwieranej furtce, przeskoczenie ogrodzenia, zerwanie łańcucha, a także niespodziewana akcja z wyrywaniem smyczy. Wiedziała, że sprawia swoim chwilowym właścicielom wiele przykrości i zamętu, jednak inaczej nie potrafiła.
W końcu leżąc pod ławką w parku doczekała się kilkunastoletniego chłopca. Wyciągnął od dla niej kanapkę, gładził czule i mówił, codziennie bywał w parku, aby porozmawiać ze "swoją" suczką. Pestka nie zdawała sobie głębszej sprawy z tego co mówi, ale ufała mu i pokazywała, że słucha. Pewnego razu poszła za nim, z własnej woli. Chłopak wparował do domu i bez zbędnych ceregieli oznajmił, iż pies, o którym tyle opowiadał przyszedł za nim do domu. Rodzice nie mieli serca oddawać psa i ranić swojego syna. Ten Pestki nigdy nie przywiązał, nie uderzył, ani nie podniósł na nią głosu. Traktował ją niczym przyjaciółkę, nie psa. Mogłoby się wydawać, że to koniec podróży i wreszcie Pestka ma swoje miejsce w świecie. Nadeszła krytyczna sytuacja; wszyscy domownicy wyjechali. Dopiero późnym wieczorem, a raczej nocą pies doczekał się ich powrotu. Jednak nie pojawił się nikt poza zapłakanymi rodzicami. Pestka kilka dni czekała na chłopca, od jego rodziców, którzy nie bywali w domu za często dostawała tylko miskę z jedzeniem i wodą. Wreszcie pies stracił wszelką nadzieję na powrót swojego ukochanego właściciela i zaczęła się ponowna wędrówka.
Najpierw niezauważenie opuściła okolicę nie wiedzą co ze sobą zrobić. Jak uprzednio wiele osób chciało ją przygarnąć ze względu na rasowy wygląd, ale przy próbie jakiegokolwiek zachęcenia, złapania czy innej formy uprowadzenia stawała się agresywna. Opuszczała uszy, szczerzyła zęby, robiła wszystko, aby takiego człowieka zniechęcić. Często ładowało ją to w kłopoty, ale sprytnie znachodziła jakieś wyjście. Jej historia zakończyła się jak większości sworzan Mieszka; kiedy jeszcze nie osiedlili się w starym, drewnianym domu na południowo-wschodnich krańcach Polski Pestka najzwyczajniej w świecie, tak "po prostu" stała się członkiem sfory. Przekupiła wszystkich, a Mieszka w szczególności, swoim szalonym charakterkiem i pogodą ducha. Pestka zawsze uważała, że świat należy do niej. Wszyscy czuli, że mimo problemów jakie sprawiała jeszcze im się przyda. "Będą z niej psy, zobaczysz."
Suczka szła teraz blisko ogrodzenia. Po zrobieniu parunastu kroków w absolutnej ciszy zatrzymała się i pochyliła łeb przy ziemi. Zauważyła wyrwę w plastikowej siatce, spokojnie mogłaby przez nią przejść gdyby nie kilkanaście centymetrów betonowego połączenia z siatką. Poszła dalej z nadzieją, że to nie jedyna taka niespodzianka. Już przy samym rogu ogrodzenia był widoczny podkop pod betonem. Wszystko wskazywało na to, że był tu inny pies, przynajmniej jeszcze kiedyś. Pozytywnie nastawiona suczka zaczęła pogłębiać dół. Kopała tak długo, aż nie opadła z sił. Wreszcie kiedy spróbowała się pod nim przecisnąć znieruchomiała będąc niemal w połowie na drugiej stronie. Myślała, że utknęła na dobre, jednak po kilku sprawnych odciągnięciach wylądowała z powrotem na działce pana Mircovic. Zniechęcona ruszyła ku wybiegu, na którym pasły się dwa łaciate kuce. Leżały w cieniu buków, a więc mogła przejść niezauważenie w stronę jasnożółtego domu, stajni i kolejnego, małego pomieszczenia za nią. Drzwi były lekko uchylone. Pestka weszła do środka. Zauważyła stosy karmy dla psów (i to nie byle jakiej), rząd smyczy, obroży, szelek, pudełka smakołyków, a także kilkanaście kolorowych, paskowanych drążków i innych, dziwnych rzeczy. Światło było bardzo słabe, po dłuższej chwili psie oczy przystosowały się do ciemności. Obok małego pomieszczenia stały metalowe kratki i kawałek ogrodzonej przestrzeni, który wyglądał na zamieszkany. Dwie metalowe miski z motywami kości i drewniana psia buda dobiły ją w tym przekonaniu. Odeszła do reszty sfory. Kilka psów łapczywie chlipało deszczówkę, inne leniwie podgryzały resztki kości, a pozostałe wylegiwały się w porannym słońcu.
Na podjazd przy bramie podjechał duży, srebrzystoszary samochód, jednak nikt nie usłyszał, bowiem niedaleko była droga, po której co chwila poruszały się głośne pojazdy. Jednak zgrzyt otwieranej furki nie dało się nie usłyszeć. Wszystkie oczy spojrzały w kierunku bramki - weszła przez nią niska dziewczyna o krótkich, czarnych włosach. W ręku miała błękitną smycz, na której trzymała szarobiałego, kropkowanego Aussie. Na widok psa pozostali zerwali się na równe łapy, spoglądając w jego kierunku. W tym samym czasie przybiegła Łajka, a z domu wyszedł pan Mircovic.