wtorek, 8 listopada 2016

Deklaruję, iż wrócę.

Może to nie, jak było w zwyczaju, niedzielne informacje, ale chciałabym napisać tu kilka dołujących rzeczy, a zarazem się wytłumaczyć.

Jestem leniem. Nie pracowałam nad blogiem, bo urywków opowiadań, które w całości wyglądają straszniej niż nasz stary druh, potwór spod łóżka, nazwać pracą się nie da. 

Założyłam blog z myślą systematycznych opowiadań, nie kawałku tekstu raz na miesiąc, jak na takich blogach bywa. A tu proszę, niespodzianka, gdyż mija już kwartał. 

Ostatnie opowiadanie z datą 22 sierpnia boli, bardzo boli. 

Nie będę się spowiadać z grzechów głównych - braku weny i czasu, bo to już mój chleb powszedni.
Pomysły? Od groma. Nie wiem dlaczego nie mogę być w tym przypadku jak inni - wychodzę na dwór, podziwiam świat, notuję wszystko w głowie, wracam, piszę, dodaję, amen. 
Zapisałam już setki dobrych pomysłów, ale przy próbie przelania tego na klawiaturę moje rączki odmawiają posłuszeństwa, a w tym wszystkim popiera je znudzony umysł. Wena zamyka się w kartce, nie chce wyjść, a ja nie mogę jej wyrwać żadną siłą. 
A mam już dość pisania nonsensownych opowiadań "z głowy". Zdanie się na własne myśli dotąd okazywało się dobrym rozwiązaniem, a teraz - po prostu nie mogę. Nie mam pojęcia co z tym faktem zrobię. Brak motywacji, brak czegokolwiek.

Wizja ciepłego kocyka, herbatki z miodem, cytryną, anyżem czy goździkami i klawiatury  wydaje się tak nierealna. 
(od 30 minut zastanawiam się co napisać dalej, co ze mną nie tak)

 Muszę gdzieś upamiętnić tę wiekopomną chwilę - postaram się napisać dobre, poprawne opowiadanie, nie tę palpatine paplaninę co do tej pory. 
Dobranoc wszystkim, dziękuję za wsparcie duchowe.