wtorek, 26 kwietnia 2016

Ostatnia Szansa.

Stosunki między Sugarem, a sforą były coraz bardziej napięte. Mieszko zaczynał żałować, że wysłał kota na takie zadanie. Mógł to przewidzieć; teraz winił sam siebie. Nieuchronnie zbliżała się bitwa, która miała rozstrzygnąć wojnę między Kitlerem, a Mieszkiem. Niestety nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, a tym bardziej z możliwych konsekwencji takiej walki. Koty sprzymierzyły szajkę Dinga, a jak wiadomo w starciu z nimi nie było większych szans, nawet gdyby cała sfora i okoliczne psy przystąpiły do pojedynku. Od tego właśnie przywódca postanowił zacząć. Zabrał Venewonera i ruszył na podbój. Głównie chodziło mu o psy, które swobodnie chodzą po całej wsi lub takie, które wprost nie mają się gdzie podziać i nikogo ich los nie obejdzie. Nie chciał oczywiście zdawać swoich sojuszników na pewną śmierć, bo na takie straty się nie przygotował. Młody władca liczył na małą demonstrację siły. Nie spodziewał się tak doskonałej organizacji kotów. Lecz nie pora była myśleć o przeciwnikach, w końcu sami musieli się przygotować.

Venek podchodził właśnie pod największe skupisko psów znajdujące się niedaleko jednego ze sklepów. Za budynkiem zbierała się grupa psów, zwykle porzuconych, przybłęd i miejscowych pupili. Były to zwykle średniej wielkości zwierzęta, bo te wagi cięższej ludzie trzymali przy domach, a chodzić luzem nie pozwalali. Zastępca Mieszka nie zastał w tym miejscu nikogo, więc postanowił poczekać. Pies dobre pół godziny czekał na jakieś czworonożne podobizny. Nadchodził już wieczór, ludzie powoli się rozchodzili, więc w spokoju zwierzęta mogły odbyć swoje zebranie. Najpierw pojawiły się dwa psy - jeden przypominał przerośniętego jamnika, o krótkiej, brązowej sierści, drugi zaś wyglądał na labradora. Wdali się w rozmowę z przedstawicielem sfory, jasno przedstawił swoje stanowisko. Wkrótce zebrało się więcej psów, a właściwie to sześć. Każdy innego typu, maści i budowy. Nie wyglądali na zbyt obeznaną grupę społeczną, ale wiadomo - walczyć każdy umie. Venewon zaproponował im, a przynajmniej tym, którzy by się na takie coś ewentualnie zgodzili, udział w walce po stronie psów. Starał się niczego nie obiecywać, lecz mawiał, że postara się zrobić wszystko, by zasłynęli lub przyłączyli się do sfory - to w przypadku kilku mogło być wybawieniem. Wszystkich jednakże złączyła wspólna chęć walki z najeźdźcą; kotem. Jeśli sfora przegrałaby wojnę koty podporządkowałyby sobie całą wieś. Dwa psy zrezygnowały przez wzgląd na swoich właścicieli, którzy niebywale ich kochali. Venek zrozumiał ten fakt, a z pomocą nowych sojuszników zjednoczył jeszcze kilka psów z dalszych zakątków wsi. Dzięki temu zdobył dziewięciu nowych sprzymierzeńców. Siedem psów w sforze (w założeniu oczywiście) miało brać udział w bitwie. Razem posiedli szesnastu wojowników co w starciu z kilkoma, lecz potężnymi psami i zgrają kotów była to liczba nie byle jaka.
Mieszko nadal rozglądał się za jakimś sojuszem, lecz żaden z napotkanych nie był w stanie się zgodzić na ewentualne skutki. Jednak jeden z czworonogów poradził mu zapytanie innego.
- Inferno to duży, szary sznaucer. Niby ma swoje lata, ale mówię ci, to świetny wojownik, lepszego nikt nie zna! Wielkiego husky, co się tu pojawił sam w pojedynkę pokonał! I z tym Dingo walczył, ponoć tamten z nim wygrał, ale to tylko plotki, nasz Inferno równych sobie nie ma. A do czego ci taki potrzebny? - pytał czarny jamnik, pochlebiał swojemu znajomemu, tfu, słów nie szczędził, by podkreślić jego wspaniałość.
- Dingo powiadasz? Zda mi się on, gdzie go szukać? - odparł uradowany Mieszko.
- Po swojej porażce zamieszkał pod lasem i raczej się nie pokazuje. Jak chcesz go odszukać to musisz przebrnąć całe tereny nad rzeką, niedaleko zabudowań. Lecz nie polecam tam iść w tej chwili, bo niedługo wyjdą lisy i inne, nie za ciekawe stwory. Jeżeli chcesz to mogę jutro z tobą pójść, poza mnie - mówił pies.
- Jasne, dzięki za wskazówki i zaoferowaną pomoc. Jutro rano w tym samym miejscu, hm?
- Będę czekał.
Mieszko skinął i w zapadającym mroku powrócił do Bazy. Venek chciał już iść go szukać, bo ten długo nie wracał, jednak gdy go zauważył podbiegł do niego chcąc się poszczycić swoimi osiągnięciami.
- I jak ci poszło? - zwrócił się do Mieszka.
- Jutro jeden taki pomoże mi znaleźć legendarnego... Inferno, jak dobrze mówię.
- Pff, w porównaniu do mnie nie zrobiłeś nic! - mruknął - Znalazłem szesnastu wojowników! Wyobrażasz sobie ile nas będzie?
- Niestety wyobrażam. Jednak nie mogę przewidzieć, ile będzie liczyła zgraja kotów.
Po tych słowach Mieszko zwrócił się w kierunku domu. Słońce zniknęło za horyzontem, pozostała jedynie czerwona smuga zachodzącego nieba. Terier zamienił kilka słów z pozostałymi psami, a następnie udał się do swojego konta by odpocząć. Ciekawił się czy Inferno pomoże mu rozprawić się z kotami i Dingo.

Nowy dzień nie zezwolił na leniwy poranek. Venek zabrał się do pracy; zebrał rano wszystkich i zaczął prawić. Mieszko zabrał ze sobą Maksa - jednego z większych psów, na którego liczyli podczas bitwy. On i jego brat trafili do nich niedawno, Venewon zrobił z nich świetnych wojowników. Doszli boczną drogą pod umówione z jamnikiem miejsce. Czarna "paróweczka" czekała pod budynkiem. Cała trójka ruszyła przez pola w stronę lasu dzielącego dwie miejscowości. To właśnie tam mieli szukać Inferno. Przez całą drogę jamnik opowiadał o swoich przygodach ze sznaucerem. Po kilkunastu minutach dotarli na miejsce. Las coraz bardziej się zagęszczał, w końcu zaczęli schodzić w dół rzeki. Mieszko niepewnie rozglądał się dookoła. Nagle zauważył szary obiekt przemykający wśród drzew. Zwrócił się do jamnika, a ten krótkimi krokami ruszył w kierunku wskazanym przez towarzyszy. Usłyszeli za sobą głos.
- Inferno! - wydusił z siebie jamnik, był pod wielkim wrażeniem, niestety jego towarzystwo wcale nie zachwyciło się widokiem "legendy".
- Owszem, ja... witaj, przyjacielu - zwrócił się do psa, którego widocznie znał.
- Pozwól, że ci przedstawię, Mieszko; przywódca grupy psów w tych okolicach no i jego przyjaciel.
- Słyszeliśmy, że masz porachunki z Dingo - zagadnął terier.
- Nie tylko z nim. Macie wobec mnie jakąś sprawę, skoro tu przybywacie?
- Tak, i to sporą. Możemy dać ci możliwość walki po stronie mojej drużyny przeciw kotom i szajce Dingo.
- Co w zamian?
- Odegranie się na Dingo i przynależność do sfory.
Mieszko zaoferował cenną rzecz. Inferno mógł zdobyć towarzyszy i łatwiej pozyskiwać żywność, a to grało kluczową rolę. Pies był znacznie wychudzony, las nie zaopatrywał go w obfitość pożywienia. Udał zamyślenie, po czym skinął głową na wznak, iż się zgadza. Sznaucer miał na ciele liczne blizny, a jego sierść była usmarowana błotem. Nim wybrał się z nowymi znajomymi wskoczył do rzeki, by pozbyć się zaschłej mazi. Maks również wskoczył do wody. Mieszko nie miał ochoty na harce w rzece, a jamnik był wprost zbyt mały, a poziom wody nie byle jaki. Po wyjściu na ląd psy otrzepały się, a krople wody poleciały na Mieszka, ten nie zdążył uskoczyć i wcale nie było mu do śmiechu tak jak pozostałym. Wrócili do Bazy. Venek zlustrował wzrokiem nowego psa. Niczego szczególnego w nim nie zauważył, lecz w taki sam sposób można by ocenić Mieszka.
- Myślałem, że ktoś z taką renomą będzie trochę bardziej poważny - powiedział do przyjaciela.
- Hm, może nie jest tak źle, wydaje się być w formie - mruknął owczarek.
- Obyś miał rację, bo ja coś czuję, że nie za fajnie się to skończy.
Venka zasmuciła postawa przyjaciela. Powinien wierzyć w swoją brygadę... Mieszko i Venewon zamienili jeszcze kilka słów i rozeszli się. Tymczasem Delgado, jak zwykle nieprzewidywalny i tajemniczy udał się na przechadzkę. Zastanawiał się nad własnym losem, który nie był dla niego łaskawy. Dingo postawił mu ultimatum. Nie wiedział, czego chciał. Nie miał też pojęcia, czy dobrze postępuje. Miał zdradzić przyjaciół, o których przecież niezłomnie walczył, za których był gotów oddać życie. A teraz coś staje na drodze do szczęścia, po raz kolejny i niezamierzony.
Niebo zaszyło cię ciemnymi chmurami, po chwili zaczął padać deszcz, a także pojawiały się rozbłyski na niebie. Zbliżała się burza. Podobna burza została wywołana w sercu Delgado. Z bólem odwrócił się w kierunku Bazy. Wracał do przeszłości. Pytanie tylko, czy zdąży z niej uciec na czas?

Tak, wiem, opowiadanie nie tłumaczy zbyt wiele, lecz zaraz zacznę pracować nad drugą częścią, gdzie policzą się losy wojny. Występuje tutaj wyścig zbrojeniowy, lecz przeciwnicy nie mają pojęcia o tym, co posiadają już rywale. W kolejnym opowiadaniu opiszę bliżej sprawę Kitlera i Sugara, a także zakończę wojnę między sforą Mieszka i kitlerowcami.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Nowy nagłówek!

Wreszcie nastała długo wyczekiwana wiosna! :D
Oto nowy nagłówek, wykonania cudownej Dipp. którą wręcz wielbię. Niedługo zostanie uzupełniona zakładka "Promuj nas!", więc mam nadzieję, że ktoś z niej skorzysta. Nie mogłam wybrać odpowiedniego koloru na tło, więc niech zostanie już ten. Pracuję - a właściwie to zaraz będę - nad opowiadaniem. Niebawem więc pojawi się całe opowiadanie Ostatnia Szansa. Nie wiem, czy jest tu dla kogo pisać, więc piszę dla siebie. :>

piątek, 15 kwietnia 2016

Ostatnia szansa - prolog.

 Prolog do opowiadania, które niedługo się pojawi. 
Tfu, prolog, urywek początku.

Kwietniowy, pochmurny poranek. W ostatnim czasie, a upłynęło go dość dużo, Sugar przekazał kilka informacji o knowaniu kotów. Mieszko i reszta sfory pracowali nad planem. Dość istotna, a właściwie najistotniejsza była strategia. Ze sforą coś się działo, ale nikt nie chciał przyznać, że się rozpadała. Wszyscy oddalili się od wspólnego celu, rozeszli się, przestało im zależeć. Mieszko czuł się bezradny w tej sprawie, nie miał pojęcia, co zrobić, a chciał. W jego roli było ratować sforę i przywrócić jej dawny blask, ale... jak?
Venek i Dimitrov zostali wysłani na raport Sugara. Już kilka dni pozostawał bez kontaktu ze sforą. Rosyjski przyjaciel wykonał kilka umownych gestów. Chwilę po tym kot był już po drugiej stronie drogi. Venewon obserwował pozostałe koty, a Dimitrov rozmawiał z Sugarem.
- I jak się sprawy mają? - zapytał.
Zaznaczę, że bez względu na najlepszego przyjaciela, Dimitrov stał murem po stronie psów i nie byłby w stanie zdradzić sfory dla Sugara i Kitlerowców.
 - Em, dobrze - mruknął.
- Wiesz już coś na temat ich planów?
- Jeny, Arnif, myślisz, że wyśpiewają mi wszystko? Przecież nie będę pytał o każdą sprawę.
Arnif oraz Glen to "inne imiona" Dimitrova. 
Pies poczuł się urażony i wcale tego nie ukrywał. Zapytał tylko, czy ma zamiar zostawić go dla tych kotów.
- Jeżeli będziesz się tak zachowywał to możliwe.
- Wracasz z nami do Mieszka.
- Po co? Nie!
- Tak, a po co to się dowiesz.
Kot już chciał czmychnąć, ale Dimitrov w ostatniej chwili złapał go za kark. Rudzielec zaczął piszczeć, więc Venek go uciszył, aby nie przykuł uwagi swoich pobratymców.
Mieszko był zajęty Pestką. Terier docenił wreszcie swoje możliwości odnośnie suczki. Nie był zadowolony, że znów psy przerywają jego spotkanie, ale gdy dowiedział się, że chodzi o Sugara poszedł do nich. Patrzył tępym wzrokiem na stworzenia, jakie raczyły zakłócić romanse z Pestką.
- W jakiej sprawie przyprowadzacie tu kota? - mruknął do Dimitrova, gdy Venek pilnował Sugara.
- Wydaje mi się, że chce nas zdradzić.
Sprawa od razu poruszyła Mieszka i zapomniał o swoim gniewie, bo właściwie dobrze zrobili udając się do niego. Poszedł do rudego kota.
- Masz coś do powiedzenia? - pochylił się nad nim pies.
- Nic - odpowiedział z typowym brakiem szacunku. Mało kto odważył by się na takie zachowanie wobec przywódcy. Kotek nie był w najlepszej sytuacji.
- Doprawdy?  Doniesiono mi, że nas zdradziłeś.
- Nie zdradziłem... ja.... po prostu ich polubiłem.
- A więc skoro do niczego jeszcze nie doszło, racz się zaprzyjaźniać z kotami.
Sugar nie odpowiedział. Dostał pozwolenie na powrót do bazy kitlerowców, ale nikt już nie miał do niego zaufania, mimo, że Mieszko stracił wszelkie zasady postępowania w takiej sytuacji - chciał mieć spokój i to najlepiej święty.
W najbardziej krytycznej sytuacji był tu Dimirov i nie dało się temu zaprzeczyć. Mógł on, a właściwie już stracił przyjaciela, i to nie byle jakiego, bo jak wspominał był to jego jedyny i najwierniejszy kumpel, którego sam uratował.
 Nikt nie spodziewał się, że prawda policzy dni istnienia sfory. Nikt nie przeliczał, że śmierć nadejdzie dla wielu tak szybko. Nikt też nie myślał nad tym, co mogło i miało się wydarzyć.

W kolejnym akcie (będzie to już liczące ponad tysiąc słów opowiadanko) akcja nabierze tempa i właściwie to nie mogę więcej zdradzić, ale w końcu zaczyna się coś dziać.
Wiem, że wszyscy lubią się bać o ulubionego bohatera, a więc niezależnie od upodobania będzie można nieco przeżywać. Nad każdą postacią zawisną czarne chmury. Pytanie tylko, czy zdąży uciec przed deszczem?