Przepraszam na wstępie za ilość i jakość opowiadania. ;^;
Słońce śmiało spoglądało z góry od dłuższego czasu. Już dawno nie było tak pogodnego poranka. Mieszko od samego świtu pouczał rudego kota jak ma się zachować, co robić i mówić. Sugar był wyraźnie znudzony, jednak pies chciał mu wszystko dokładnie wpoić. W tej sytuacji nie można było popełnić jakiekolwiek błędu.
Mieszko uznał wreszcie, że Sugar jest gotowy, aby wyruszyć na misję - od niej zależały dalsze losy sfory. Mogli wywalczyć przewagę nad kotami, albo opuścić rodzime strony. Kitler na pewno związał się z okolicznymi szajkami, a może nawet z... Dingo? Taki sojusz byłby z pewnością niebezpieczny, choć Dingo nie lubi współpracować z innymi, a już zwłaszcza z kotami. Ta grupka to idealni bojownicy, nie ma z nimi żartów, zwłaszcza patrząc na to, iż u Mieszka są tylko cztery duże, gotowe coś zrobić z chociażby Dingo psy. Mianowicie jest to Delgado, Venewon, Maks i Morus - te dwa ostatnie były rodzeństwem, dość niedawno do sfory przybyłym. Ów psy liczyły sobie jakieś trzy lata, były młode i odważne. Venek zajmował się ich treningiem i nie da się ukryć; szło mu to świetnie. Cała ta akcja rozgrywała się niczym szkolenie bojowników w Państwie Islamskim. ISIS w chwili obecnej im nie zagrażało, ale Mieszko wyobrażał sobie zgraję zamaskowanych chartów biegnących z ogromną prędkością.
Mieszko odprowadził Sugara pod krzaki przy blaszaku. Dalej nie mógł z nim pójść, więc jeszcze raz go napomniał i pożegnał się z kotem.
Sugar przebiegł przez drogę i powoli podsunął się do uchylonych drzwi budynku. Przez krótką chwilę wystawał z nich rudy ogon. Wszystko poszło zgodnie z planem teriera - jego szpieg został przyjęty do armii Kitlera.
Pies tylko prychnął i powrócił do bazy. Teraz pozostało już tylko czekać na kolejny dzień, kiedy młody kot wszystko im powie.
*
Pod jedną z czereśni rosnących przy starym mieszkaniu leżał Delgado. Rozmawiał on z Venkiem, który zakrzepnął w tej samej pozycji niecałe dwa metry dalej. Mieszko nieco bał się o byłego sojusznika Dingo - dziwnie się zachowywał, i to dziwniej niż zwykle. Jego wzrok rozchodził się na wszystkie strony, jakby chciał uniknąć Mieszkowego. Być może czuł się winny czemuś, o czym jedynie on dogłębnie wiedział. Poranne słońce z upływem czasu znikało z nieba, a na jego miejsce przybyły natrętne, szare chmury. Świat pogrążony w przygnębiającym nastroju trwał tak dobre kilka godzin, aż jasna planeta postanowiła zakończyć grę w kotka i myszkę. Tutaj natomiast toczyła się podobna; jednak była to gra w kotka i pieska, bo to koty miały tutaj przewagę. Tak było przynajmniej z punktu widzenia samych psów, każdy bez wahania może stwierdzić, że pies ma znaczne szanse w walce z kotem. A nawet kotami. Ale niebezpieczne psy wraz z szalonymi kotami na grupkę normalnych i dość spokojnych psiaków? Wynik był jednoznaczny, nawet, gdyby z pomocą przyszła Łajka, a może... ktoś jeszcze? Mieszko był otwarty na nowe sojusze, szukał takich, ale nigdzie nie było odpowiedniego. Pozostało działać indywidualnie, wraz z Rosyjskimi Psami.
Chmury szarżowały na niebie jak stado cwałujących koni. Mieszko biegł powolnym krokiem w stronę osady kitlerowców. Kilka niewinnych kociaków bawiło się na ściętym pniu drzewa, inne jedynie "tarzały" się w trawie. Wszyscy dobrze wiemy, że koty nie potrafią się tarzać, bo zbytnio im zależy na swoim badziewnym wyglądzie, jakim są obdarzone. Psy chętnie by o tym dyskutowały, ale czas leciał zbyt szybko. Mieszko przypatrywał się kotom, jakie bawiły na świeżym powietrzu. Przyjaciel rudego kota, Dimitrov, podbiegł do Mieszka i niezauważony skrył się w przydrożnych zaroślach. Sugar udawał, że czegoś szuka, po czym jak obdarzony czapką niewidką przeszedł przez asfaltową drogę i wpełzł do krzaków, w których gnieździł się Mieszko i Dimitrov.
- Niczego się jeszcze nie dowiedziałem... A na pewno nie czegoś, co mogłoby was zainteresować. - mruczał lekko zawiedziony.
- Fajnie tam? - zapytał Dimitrov.
- Z tobą było lepiej - uśmiechnął się sarkastycznie kocur.
- A no, to wiadomo!
- Wypytuj o wszystko, co się da, rozumiesz? - prawił terier. - mamy mało czasu, musisz się czegoś dowiedzieć!
- Mhm, zrozumiałem - przytaknął kociak, pożegnał się i uciekł do nowych znajomych.
- Jak on się z nimi zaprzyjaźni, to będzie mały kłopot - parsknął Dimitrov, widać było, iż jest zazdrosny o kociego przyjaciela. Ale co miał począć? Obcy naród, obce zwierzęta... Miał prawo czuć się nieswojo, zwłaszcza z powodu braku dobrego kumpla. Jednak należy przyznać, że sforzanie starali się, by nowy członek czuł się swobodnie w ich otoczeniu. Sam Dimitrov nie miał większych problemów z adaptacją w Polsce, choć tęskno mu było do ojczyzny.
Dzień wlókł się powoli do ostatniej godziny, a Mieszko leżał w rozmyśleniu w swoim koncie na swojej miękkiej wykładzinie. Jego myśli krążyły ponownie wokół Delgado. Tylko on liczył się z tym, że może go stracić...
Następnego dnia, a była to sobota, wczesnym przedpołudniem Mieszko biegł chodnikiem wzdłuż drogi prowadzącej do miasta, a raczej gminy, do której włączona była ich wieś. Wbiegł w jedną z przychodnikowych dróżek i zatrzymał się przy ogrodzeniu jednej z posesji. Był to ładnie urządzony, przestronny ogród. Na nim rozstawione niewielkie przeszkody, jak dla kucyka. A skakał przez nie nie kto inny jak Orion - lśniący, kremowy labrador. Stary przyjaciel Mieszka. Jego właścicielka - młoda dziewczyna o równie widocznej urodzie, siedemnastoletnia Ewelina. Pies sprawnie przeskakiwał przez ustawione przeszkody. Kiedy zauważył swojego przyjaciela po drugim końcu ogrodzenia zaszczekał kilkakrotnie, Mieszko mu zawtórował. Labrador podbiegł do siatki i przywitał się z przywódcą sfory. Po krótkiej rozmowie Mieszko wrócił do Bazy, pozostawało wierzyć w szpiegowskie umiejętności Sugara - jedynie to mogło ich uratować.